niedziela, 23 marca 2014

6 maj 2014

6 maj 2014

Z torbą w której miałem notatki, dziennik babci, notes i laptop stanąłem punktualnie o dziesiątej pod drzwiami mieszkania Carmen Amoya i zapukałem, czekając aż ktoś mi otworzy. W drzwiach stanął młody chłopak więc od razu się przywitałem i zostałem zaproszony do środka. W sumie nie wiedziałem od czego zacząć, ale siedziałem przy stole i rozglądałem się po pokoju w którym znajdowało się pełno pamiątkowych zdjęć. A przed sobą miałem dwójkę bohaterów z opowieści mojej babci i tego samego chłopaka co otworzył mi drzwi, i zaraz Carmen junior przyniosła herbatę i ciastka.

- W takim razie jak jesteśmy wszyscy razem to możemy zaczynać. – powiedziała donna Carmen na co się uśmiechnąłem – Znamy trochę angielski, ale poprosiliśmy o pomoc wnuków. Carmen i Jose. Na wypadek gdybyśmy nie rozumieli.
- Rozumiem. Jak już mówiłem wczoraj, nazywam się James Collins, i jestem wnukiem Ellie Collins. Która w roku 1945 spędziła wakacje w Sevilli.
- Pamiętam ją. – uśmiechnął się dotychczas milczący Jose – Podbiła serce mojego przyjaciela. I jesteś do niej podobny.
- Wiem, większość osób mi o tym mówi.
- Ale co się stało z Ellie? Nie mieliśmy z nią żadnego kontaktu od jakichś, hmm… trzydziestu lat. Albo i więcej.
- Umarła trzy miesiące temu, rozległy zawał.
- Przykro mi. Była dobrą kobietą. – uśmiechnęła się do mnie Carmen seniorka co odwzajemniłem – W takim razie możesz zadawać pytania. Jesteśmy do twojej dyspozycji, bo nasza wnuczka nam mniej więcej powiedziała o co chodzi.
- W sumie to wiem co nie co o was, babcia dużo pisała. A także o panu Francisco. Ale chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej.
- Twoja babcia poznała nas 5 maja. Przyszła wraz ze swoją najlepszą koleżanką do baru w którym występowałam. Była na tyle odważna, że do nas podeszła, aby mnie pochwalić. Akurat wtedy byłam z moim mężem i naszym najlepszym przyjacielem. Od razu było czuć, że między tą dwójką coś zaiskrzyło. Znaliśmy Francisco od urodzenia. To właśnie on występował zawsze przed moim Jose.
- Tak, nie bardzo znam się na corridzie, ale z tego co babcia pisała. – i szybko szukałem w notatkach – Był…
-  Banderillero, jego zadaniem było wbić w byka krótkie włócznie ze wstążkami. Występował przed moim mężem, który był matadorem. A teraz jest nim mój wnuczek. – pogłaskała chłopaka po głowie – Możesz przyjść w niedzielę i zobaczyć jak walczy.
- Nie jestem zwolennikiem walki z bykami. – westchnąłem
- Dokładnie jak babcia, ale kiedy zobaczyła na żywo walkę, zmieniła zdanie. Może kiedy Carmen zabierze cię do muzeum zrozumiesz o co w tym chodzi.
- A co stało się z panem Francisco?
- Był rok 1949, przegrał z bykiem o nazwie szatan. Wtedy nie było takiej opieki medycznej jak dzisiaj. Kiedy donieśliśmy go do szpitala i przybył lekarz z Madrytu, było już za późno. Od tamtej pory walka nie była już taka sama. Był jednym z najlepszych.
- Myślałem, że to ten co zabija byka jest najważniejszy. – zauważyłem
- Zadaje ostatni cios. – powiedział Jose junior – Ale to czy zgładzi byka zależy od tych co występują przed nim. To oni osłabiają mojego przeciwnika.
- Rozumiem. Teraz. – zaśmiałem się tak jak reszta, chociaż widziałem, że wnuczka nie jest zadowolona i lekko wycofana – Nie powiem, ale wasza tradycja to dla mnie coś nowego. W dodatku nie wiedziałem, że tak trudno jest z państwem rozmawiać.
- Nasza rodzina całe swoje życie związała z corridą. Mój ojciec i wujek walczyli z bykami. Później ja, i urodziły nam się same córki. Moja najmłodsza jako jedyna wyszła za toreadora z innej rodziny i tak o to, teraz w jego ślady poszedł syn. – wskazał na Jose – Jednak teraz dziennikarze się zmienili. Corrida schodzi na drugi plan. Więcej jest przeciwników niż zwolenników.
- Rozumiem, ale nie chce pisać o waszym życiu, tylko o wydarzeniach z maja. Tylko to mnie interesuję.
- Dlatego masz do dyspozycji cały ten tydzień, później wracamy do naszego domu w La Roda. To godzinę stąd.
- Myślałem, że mieszkają państwo w Sevilli.
- Kiedyś mieszkaliśmy, ale wróciliśmy w nasze rodzinne strony. Obecnie w Sevilli mieszkają nasze dzieci i wnuki z prawnukami. Młodych zawsze ciągnie do większego miasta. A my pojawiamy się tutaj tylko podczas ważnych wydarzeń.
- Wypraszam sobie, ja jestem częściej w la Roda, gdzie trenuję. – zaśmiał się Jose
- Mogę zadać pytanie niedotyczące mojej babci? – a oni pokiwali głowami – Dlaczego Carmen i Jose? To jakaś tradycja w waszej rodzinie?
- Nie. Mój ojciec był wielkim fanem dziadka i postanowił nadać swojemu pierworodnemu właśnie imię po wielkim mistrzu.
- A Carmen miała to szczęście, że jej babcia miała na imię, tak samo jak ja. Dostała imię po niej, ale osobowość po mnie. I talent. To taki mój promyczek i lepiej nie zadzierać z nią.
- Babciu myślę, że już poznał ją wczoraj. – zaśmiał się Jose a ona od razu oburzyła i na szczęście to zrozumiałem – Ale ja muszę uciekać, mamy spotkanie. I wpadnij zobaczyć młodych. Może moja siostrzyczka weźmie cię ze sobą.
- Jose dobrze mówi. Ona szybciej ci pokaże wszystkie miejsca o których mamy zamiar ci powiedzieć. Tylko zależy na jak długo tu zostajesz.
- Jeszcze nie wiem. – zauważyłem – Przyjazd tutaj też jest przypadkiem. Nie przypuszczałem, że znajdę w zapiskach mojej babci coś takiego. Zresztą nie jestem dziennikarzem w tym stylu. Moją specjalnością są wydarzenia wojenne.
- Więc dlaczego teraz interesujesz się romansem? – zauważyła do tej pory milcząca Carmen i mogłem przysiąc, że jej oczy czytają w moich myślach
- Moja praca poróżniła mnie z babcią na tyle, że nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka lat. Dostałem to wszystko w spadku. Czuję, że to dla niej ważne. W końcu nie jest łatwo znaleźć to wszystko z dala od Sevilli. – wskazałem na wszystkie notatki
- Babcia byłaby z ciebie dumna. – uśmiechnęła się do mnie jej babcia co odwzajemniłem – Dlatego my ci w tym pomożemy, odpowiemy na wszystko. Powiemy ci to, co zapewne nie napisała w swoich wspomnieniach.
- Tylko proszę bez gorących szczegółów. – rzuciłem na co się zaśmiali, a ja usłyszałem swój telefon – Przepraszam. – rzuciłem wyciągając go z kieszeni i widziałem, że to Emma, więc się wyłączyłem
- Obowiązki? – zapytał Jose, a ja od razu rzuciłem, że dziewczyna  - I puściła cię samego?
- Uważa, że gonię duchy. Ale odnalazłem państwa, a Francisco… niestety nie zdążyłem. Jeszcze nawet nie byłem w planach, tak samo jak moi rodzice.
- Zawsze chciałem nazwać tak swoje dziecko. Ale urodziły nam się same córki, więc jedna ma Francisca. Mama Carmen. – pogłaskał ją po dłoni – Był to mój najlepszy przyjaciel, człowiek o złotym sercu. Znaliśmy się od dziecka, zawsze razem lataliśmy i oglądaliśmy jak trenują i walczą nasi ojcowie. to wtedy wiedzieliśmy kim będziemy. Ja zostałem gwiazdą, i poznałem ją. – spojrzał czule na panią Carmen – Byliśmy w trójkę, a później Francisco oszalał na punkcie twojej babci. Myślę, że nigdy nikogo tak nie kochał. Kiedy wyjechała, nie miał nikogo. Był on i byki, a później ten wypadek.
- Babcia pisała o nim jak o największym cudzie świata. O dobrym chłopaku z marzeniami. Ale także nie zapominała o was. O parze na wiecznym miesiącu miodowym.
- Bo byliśmy na nim. – zaśmiała się pani Carmen – Wzięliśmy ślub miesiąc wcześniej. W La Roda, ale nie był to ślub na skalę światową. Raczej w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół. Nie należymy do tych osób, które dla sławy zrobią wszystko. W pewnym momencie zmęczyło nas to wszystko. ciągłe pojawianie się w gazetach. Kiedy mój mąż zrezygnował na jakiś czas dali nam spokój. Ale wszystko powróciło w związku z…
- Babciu, on chce dowiedzieć się wszystkiego o babci, a nie o naszym życiu. Tylko rok 1945, nic więcej. – rzuciła Carmen, a ja zastanawiałem się co takiego się wydarzyło, że przestali rozmawiać z dziennikarzami, albo raczej są wobec nich tak nieufni
- Przepraszam. – uśmiechnęła się przepraszająco – Kiedyś mówiono co się myśli, w tych czasach trzeba uważać na słowa.
- Nic nie szkodzi. – od razu zauważyłem i chciałem zmienić temat – Jednak ciekawi mnie dzień w którym państwo poznali moją babcię. Wiem, ze było to w barze la Carmena. Udało mi się do niego już dotrzeć.
- To był mój wieczór. – uśmiechnęła się do wspomnień – Pewnie już wiesz, że oprócz corridy w tym okresie mamy również zabawy do białego rana, gdzie głownie tańczy się flamenco. W mojej rodzinie każda kobieta wychodziła za toreadora, albo kogoś związanego z bykami. Ja nie byłam inna, tyle tylko, że ja podniosłam swoje umiejętności w tańcu do takiego poziomu, że zostałam okrzyknięta gwiazdą. W tamtych czasach bar był naszym miejscem. To tam najczęściej występowałam i zaczynałam. Obecnie nie posiadają aż tylu klientów. Młodzi coraz bardziej wolą iść poskakać niż postukać obcasami. – zaśmiała się – Ale wracając do twojego pytania to właśnie miałam swój występ. Twoja babcia usłyszała od kogoś o mnie, i jak na dziennikarkę przystało chciała mnie poznać, i zrobić krótki wywiad. Byłam wtedy jeszcze nieprzygotowana, i jakimś cudem nawiązałyśmy miłą pogawędkę. Zaprosiłam ją do naszego stolika i została z nami na trzy tygodnie.
- Trzy? Myślałem, że dwa. Tylko o tylu pisze. – od razu rzuciłem przeglądając jeszcze raz jej dziennik
- Owszem z nami spędziła dwa. A tydzień spędziła z Francisco. Zajęli się sobą, tylko we dwoje. Nie powiemy wam co tam się działo, pewnie jesteście na tyle dorośli, że rozumiecie na czym polega romans dwóch dorosłych osób. Wiem tylko, ze spędzili ten tydzień w tym hotelu. – podała mi kartkę – W razie czego mieliśmy do niego dzwonić. Nie jestem pewna, czy ten hotel dalej jest. Już tak dawno nie byłam w Fuente de Piedra.
- Fuente de Piedra? – zdziwiony na nich spojrzałem i swój wzrok zaraz skierowałem na adres i numer
- Tak, bardzo ładne miasteczko. Może też tam znajdziesz odpowiedzi. Właściwie to mamy dla ciebie coś jeszcze. – zauważyła i przesunęła w moim kierunku kopertę – To list napisany przez Francisco do twojej babci. Myślimy, ze przeczuwał co się stanie i dlatego zostawił to w kaplicy. Wiem, powinniśmy to wysłać już wcześniej, ale nie wiedzieliśmy gdzie. A i czasy nie były spokojne. W końcu po wojnie zyskaliśmy reżim. Ci co w jakimś stopniu byli za komunizmem szybko znikali. Ale pewnie jako dziennikarz wojenny wiesz o czym mówię. – na co pokiwałem głowa – Jest on zapewne napisany po hiszpańsku. Więc jeśli miałbyś jakiś problem służymy ci z pomocą.
- Przydałaby się, umiem co nie co powiedzieć. Ale nie czytać. – westchnąłem
- Pomoże ci w tym Carmen. Ona lepiej zna też angielski od nas. I jeśli będzie sprawiać problemy, daj nam znać. – puściła mi oczko na co się zaśmiałem – A teraz przepraszamy. Ale niestety musimy się wyszykować na kolejny dzień świętowania. Zapraszamy do naszej loży.
- Jeszcze zobaczę i na pewno państwa znajdę. – uśmiechnąłem się do nich
- Przyjdź jutro o tej samej porze. A opowiemy ci więcej. Może przez noc przypomni nam się więcej.
Tylko pokiwałem głową i szybko zebrałem swoje rzeczy do torby i pożegnałem z nimi. Wyszedłem z mieszkania i nie powiem, ale w tym momencie czułem jak pulsuje mi głowa. Dowiedziałem się co nie co, a w ręce dalej miałem list zaadresowany do mojej babci. Miałem już wyjść na ulicę kiedy  usłyszałem swoje imię więc się odwróciłem i w moim kierunku szła młodsza wersja Carmen.
- Jutro wieczorem jestem wolna więc mogę  ci pomóc z tym listem. – rzuciła chowając dłonie do kieszeni spodni
- Już nie masz zamiaru mnie pobić?
- Przepraszam… jestem nieufna jeśli chodzi o dziennikarzy. – westchnęła – Ale widzę jak bardzo ci zależy. Moim dziadkom też, chyba bardzo polubili twoją babcię. No i oczywiście to wszystko dotyczy ich najlepszego przyjaciela. Wujek dla mnie zawsze był legendą, której nigdy do końca nie poznałam.
- W takim razie gdzie możemy się spotkać? Bo chyba nie przyjdziesz znowu do mojego pokoju hotelowego?
- W barze Carmena. Spotkajmy się tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Dokładnie o siódmej. Mówię ci to teraz, bo jutro nie będzie mnie na spotkaniu z dziadkami.
- Czy w waszej rodzinie właśnie tak się umawiacie? – zaśmiałem się na co sama uraczyła mnie uśmiechem
- Mniej więcej. Do zobaczenia jutro. – odwróciła się na pięcie znikając na schodach


Tylko się zaśmiałem cicho pod nosem, bo nie powiem. Ale zapowiadało się ciekawie, bo mimo tej całej historii jaką mam do opowiedzenia i co najważniejsze do złożenia, zaintrygowała mnie tez osobą Carmen.  A dokładnie zaczęło mnie interesować to, co się wydarzyło takiego, ze jest nieufna w stosunku do dziennikarzy. 

***
Tutaj rozdziałów będzie mało, taka o krótka historia dla mojego kaprysu :D A dzisiaj dodaję zdjęcie Sergio Ramosa jako toreadora <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz