niedziela, 30 marca 2014

7 maj 2014

7 maj 2014

- Ok, ok. Więc chcesz mi powiedzieć, że spotkałeś się z tymi hiszpańskimi znajomymi twojej babci i dali ci namiary na hotel w którym spędzili tydzień ze sobą.
- Dokładnie i dostałem również list od nich. Zaadresowany do mojej babci, i dzisiaj dowiem się co tam jest napisane.
- To jak się dopiero dowiesz? – zdziwiła się, a ja od razu szukałem słów jakie mogę jej to wyjaśnić
- Bo widzisz jest napisany po hiszpańsku. Więc umówiłem się z ich wnukiem dzisiaj, i mi to przetłumaczy.
- Wnukiem?
- Tak. Mam nadzieję, że to jakoś mi wszystko rozjaśni. Bo nie powiem, ale trochę mi namieszali. No i Francisco umarł po walce z bykiem.
- I dobrze mu tak, tylko mordują te biedne stworzenia.
- Wiem, wiem. Ale to rodzina z zasadami i wielką historią. Walka z bykami to ich całe życie. Z dziada, pradziada. No i teraz wnuk też walczy.
- No ok, a kiedy przyjedziesz? Tęsknie za tobą.
- Powinienem być jakoś w następnym tygodniu. Oni wracają do swojego domu w innej miejscowości więc nic tu już po mnie. Resztę napiszę już w domu.
- No ja mam nadzieję. – zaśmiała się – Ale muszę kończyć. Robotnicy robią ostatnie poprawki, muszę ich przypilnować.
- Jasne, powodzenia.

Miałem jeszcze sporo czasu do wieczora, więc postanowiłem pochodzić sobie po mieście i porobić zdjęcia na pamiątkę. Zjadłem obiad w jakiejś knajpce i nim się obejrzałem to miałem spotkanie z Carmen, zabrałem wszystko jeszcze po drodze z hotelu i poszedłem do baru, w którym od razu przywitałem się z moim kolegą. Podszedłem do niego na co zdziwiony na mnie spojrzał.

- Hej, umówiłem się tutaj z Carmen Ordonez. – uśmiechnąłem się a on zdziwiony na mnie spojrzał – Pracuję nad książką. I ma mi pomóc w pewnej sprawie.
- W takim razie tam masz  wolny kąt. – rzucił na bar – Podać coś? Piwo? – na co się zgodziłem
Poszedłem do wskazanego miejsca i zobaczyłem jak do baru wchodzi Carmen. Nie była ubrana w suknie jak dwa dni wcześniej, ale jednak przyciągała oko. Należała do tych kobiet, które wiedziały jakie mają atuty. Podeszła do mnie, od razu kiedy barman wskazał głową i sam do nas podszedł.
- To co zawsze?
- Oczywiście Miguel. Więc dawaj ten list. – westchnęła
- Wiesz, że nie musisz mi pomagać. Mogłem poprosić Miguela.
- Powiedziałam pomogę, to pomogę. Po prostu miałam małą sprzeczkę z przyjacielem.
- Rozumiem, w takim razie o to list. Nie otwierałem go… sam nawet nie wiem dlaczego, ale czekałem na ciebie. Mam nadzieję, że to da mi jakieś odpowiedzi zanim wrócę do domu.

Podałem jej list, a ona tylko się do mnie uśmiechnęła i go otworzyła. Od razu przeczytała i po jej mimice widziałem, ze to coś ważnego. Kiedy skończyła, miała łzy w oczach więc od razu się przestraszyłem, ale wzięła głęboki wdech i zaczęła mi tłumaczyć.

Droga Ellie
Zapewne kiedy będziesz czytać ten list, siedząc w ciepłym fotelu z herbatą. Ja będę walczyć. Czy to z bykiem, czy z samym sobą albo też z przeciwnościami losu. Jednak chciałem ci tylko powiedzieć, że żałuje. Wiedziałem, że ty nie możesz zostać w Hiszpanii, ale za to ja mogłem rzucić corride i wyjechać z Tobą, tak jak prosiłaś. Bylibyśmy razem, tak jak marzyłaś. W dodatku przyznam się, od twojego wyjazdu nie byłem z żadną kobietą. Dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz najważniejszą kobietą, którą pokochałem od pierwszego wejrzenia w barze la Carmena. Przychodziłem tam co roku, w dniu naszego poznania i zamawiałem twoje ulubione wino. Mimo, że za winem nie przepadałem. Jednak muszę przyznać ci rację. Wiedziałaś co dobre. Nawet o tej tradycji nie wiedzą moi najlepsi przyjaciele. Nie jestem w stanie im powiedzieć, że odchodzę. Dla mnie walki z bykami się już skończyły, i teraz powinienem postawić na miłość. Dlatego czekam na twój adres i jeśli dalej jest to możliwe, chciałbym być z tobą. W Szkocji. Tylko my, razem. Tak jak powinno być.
Twój na zawsze… Francisco.

Skończyła czytać, więc jedynie bawiłem się kuflem. Teraz to już w ogóle mi to namieszało. Moja babcia poprosiła go o to, aby rzucił coś co kocha i wyjechał z nią. Spojrzałem na Carmen, która wpatrywała się we mnie.

- No co?
- Co? Moi dziadkowie żyli z myślą i pochowali przyjaciela, który chciał to rzucić. A w zamian zginął. Zanim wrócił do kobiety, którą kochał.
- Co tam poszukiwacze prawdy? – zaśmiał się Miguel dolewając Carmen drinka – Znaleźliście coś?
- Tak, jak się okazuje przyjaciel moich dziadków chciał zakończyć karierę. Dla kobiety chciał porzucić to co kochał.
- Czyli chciał zrobić to samo co twój dziadek. Przecież też zakończył karierę ze względu na twoją babcię i mamę. – zaśmiał się, a ja zdziwiony na nich spojrzałem i zostaliśmy ponownie sami
- Myślałem, że twój dziadek odszedł jak każdy sportowiec na emeryturę.
- Tutaj albo odchodzisz bo przegrywasz z bykiem, albo pojawia się taka kobieta w twoim życiu, że z tym kończysz. W tym przypadku pojawiła się moja mama, a dziadek trafił do szpitala po jednej z walk. Babcia mu powiedziała co myśli i w taki o to sposób to była jego ostatnia walka.
- Codziennie dowiaduję się czegoś nowego o twojej rodzinie. No, a teraz to. – westchnąłem biorąc do ręki list – Nigdy nie przypuszczałem, że moja babcia była w stanie prosić o coś takiego.
- To miłość. Znam to z opowieści. Ale miał pecha. W dniu kiedy to napisał, zginął po walce z szatanem.
- To dlatego ma na imię Szatan?
- Nie, nadają tak tylko tym, którzy już od urodzenia są lekko niespokojne i wiadomo, że będą ciężkim orzechem do zgryzienia. Każdy byk ma swoją nazwę, ale wygrać z Szatanem to wielka radość dla widzów i wielka sława dla toreadorów.
- A twój brat wygrał z takim?
- Nie, jeszcze nie. Będzie walczyć z nim w niedzielę. Takich byków nie wystawia się na co dzień, tylko na specjalne okazje. Możesz przyjść i zobaczyć na własne oczy to co uważasz za dziwne i straszne.
- Zapraszasz mnie? – zdziwiony na nią spojrzałem z uśmiechem
- Moi dziadkowie by chcieli ci pokazać to co zobaczyła twoja babcia i kogo pokochała. Tyle tylko, że jak przyjdziesz będziesz musiał siedzieć w loży honorowej, w której znajduję się moja cała rodzina.
- Rozumiem i dam wam odpowiedź. Zresztą jutro spotykam się z twoimi dziadkami. I z tego co słyszałem to będzie znowu twój brat.
- Szykuję się na wielki finał. – rzuciła zaczynając bawić się szklanką – Mogę zadać ci pytanie? – ale nie czekając na moją odpowiedź dalej kontynuowała – Nie odzywałeś się do babci, dlaczego? Bo nie powiem, ale to dla mnie dziwne. Nie odzywasz się do niej, a nagle rzucasz wszystko i jedziesz do Sevilli z kiepską znajomością języka.
- Nie podobało jej się to, że zamiast pisać o przyziemnych sprawach tak jak ona. To wolałem jeździć po państwach, w których na co dzień jest wojna. Nie raz słyszy się o tym, że został porwany dziennikarz. Bała się tego samego o mnie i od tego się zaczęło. Kiedy wyjechałem do Iraku, była na mnie wściekła. Pokłóciliśmy się na tyle mocno, że od tamtej pory nie miałem z nią żadnego kontaktu. Aż do momentu jak mama zadzwoniła do mnie, że babcia jest w szpitalu. Miała rozległy zawał i ostatnimi słowami jakie mi powiedziała było: wszystko ci wyjaśniłam w liście. Kiedy testament został otworzony, dostałem list i trzy kartony. Zawsze je widziałem, i każdy mówił, że babcia ma obsesję. Ale kiedy przeczytałem co znajduję się w pudle, zrozumiałem wszystko. I nie miałem jej za szaloną dziennikarkę pisząca o ślubach.
- Rozumiem. A co na to twoja dziewczyna?
- Nie rozumie tego. Dla niej powinienem znaleźć wszystko w Wikipedii. Wiesz, na temat waszej rodziny i Francisco. Ale babcia nie miała odwagi tu wrócić, więc sam postanowiłem zaryzykować i przyjechać. Może nie znam hiszpańskiego aż tak dobrze, ale się dogadujemy.
- Mówię do ciebie po angielsku. Moi rodzice chcieli, abym znała też inny język. – zaśmiała się
- A czy ja mogę zadać ci pytanie? – przyjrzałem się jej a ona odpowiedziała to, czego się nie spodziewałem
- Nie, o mnie możesz przeczytać w Wikipedii. – i się zbierała
- Ale nie chce wiedzieć kim jesteś, ale jaka jesteś. Tego się tam nie dowiem.
- Wracasz do Szkocji w następnym tygodniu, i piszesz książkę o swojej babci, a nie o mnie. Więc nie potrzebujesz wiedzieć jaka jestem. Wiesz tylko, że jestem wnuczką i córką toreadora. To ci powinno wystarczyć.
- No dobrze, ale pójdziesz ze mną na trening twojego brata? Zaprosił mnie, a ja nie bardzo wiem gdzie to i nie orientuję się w tym wszystkim. Mamy iść jutro po spotkaniu.
- Nie pójdę z tobą, ale tam będę. Musze w końcu przeprosić przyjaciela. – uśmiechnęła się lekko i pożegnała z Miguelem, idąc sobie a ja dalej siedziałem
- Uważaj ok? – zaśmiał się Miguel a ja zdziwiony na niego spojrzałem – Znam Carmen, nie jednemu zawróciła w głowie swoją osobą. Jest tajemnicza i robi to tak nieświadomie, że faceci wpadają w jej pułapkę i chcą poznawać ją za każdym razem coraz bardziej, a ona za każdym razem zamyka się.
- Daj spokój, mam dziewczynę. A po prostu zaciekawiło mnie to, dlaczego są tacy zamknięci na prasę. – westchnąłem
- Wiem co mówię, zaufaj mi. A jeśli chcesz się dowiedzieć na temat dziennikarzy. Odwiedź bibliotekę w której znajdziesz stare gazety. Rok 2007, maj. Kiedy to przeczytasz, zrozumiesz o co chodzi.
- Ale czego mam szukać?
- Nazwiska Ordonez. Wtedy będziesz wiedział jak rozmawiać z Carmen. I jak do niej dotrzeć.
- Nie chce do niej docierać. W końcu jestem tu tylko do końca tygodnia. I ma rację, piszę książkę o mojej babci, a nie o niej.
- Jeśli jest tak jak mówisz… to dlaczego aż tak bardzo ci zależy na tym, aby ja poznać i dowiedzieć się więcej na jej temat? – zapytał przyglądając mi się badawczo a ja jedynie skapitulowałem i wzruszyłem ramionami, że nie wiem – Carmen i jej osoba. – zaśmiał się – Zaufaj mi, sam dobrze wiem jak to jest wpaść w jej sidła. Wytrzymała ze mną dwa lata.
- Byłeś z nią? – zdziwiony na niego spojrzałem
- Tak, przed całym złem jakie wydarzyło się w jej życiu. Ale to ona musi ci dokładnie sama wszystko powiedzieć. Ale nie naciskaj. Mimo upływu lat, to dalej dla niej trudna chwila. A dziennikarze dolali oliwy do ognia. Ale wszystkiego dowiesz się z gazet. Zaufaj mi. – rzucił i odszedł

Nie powiem, coraz bardziej mi mieszali niż wyjaśniali. Najpierw babcia, i jej list. Teraz Miguel i historia Carmen. Nie leciałem na nią, ale intrygowała mnie. Było coś w niej tajemniczego, i nie mogłem rozgryźć co to takiego. W pewnej chwili żartowała, a zaraz się zmieniała. Była zamknięta, tajemnicza i za nic nie chciała mówić o sobie.


niedziela, 23 marca 2014

6 maj 2014

6 maj 2014

Z torbą w której miałem notatki, dziennik babci, notes i laptop stanąłem punktualnie o dziesiątej pod drzwiami mieszkania Carmen Amoya i zapukałem, czekając aż ktoś mi otworzy. W drzwiach stanął młody chłopak więc od razu się przywitałem i zostałem zaproszony do środka. W sumie nie wiedziałem od czego zacząć, ale siedziałem przy stole i rozglądałem się po pokoju w którym znajdowało się pełno pamiątkowych zdjęć. A przed sobą miałem dwójkę bohaterów z opowieści mojej babci i tego samego chłopaka co otworzył mi drzwi, i zaraz Carmen junior przyniosła herbatę i ciastka.

- W takim razie jak jesteśmy wszyscy razem to możemy zaczynać. – powiedziała donna Carmen na co się uśmiechnąłem – Znamy trochę angielski, ale poprosiliśmy o pomoc wnuków. Carmen i Jose. Na wypadek gdybyśmy nie rozumieli.
- Rozumiem. Jak już mówiłem wczoraj, nazywam się James Collins, i jestem wnukiem Ellie Collins. Która w roku 1945 spędziła wakacje w Sevilli.
- Pamiętam ją. – uśmiechnął się dotychczas milczący Jose – Podbiła serce mojego przyjaciela. I jesteś do niej podobny.
- Wiem, większość osób mi o tym mówi.
- Ale co się stało z Ellie? Nie mieliśmy z nią żadnego kontaktu od jakichś, hmm… trzydziestu lat. Albo i więcej.
- Umarła trzy miesiące temu, rozległy zawał.
- Przykro mi. Była dobrą kobietą. – uśmiechnęła się do mnie Carmen seniorka co odwzajemniłem – W takim razie możesz zadawać pytania. Jesteśmy do twojej dyspozycji, bo nasza wnuczka nam mniej więcej powiedziała o co chodzi.
- W sumie to wiem co nie co o was, babcia dużo pisała. A także o panu Francisco. Ale chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej.
- Twoja babcia poznała nas 5 maja. Przyszła wraz ze swoją najlepszą koleżanką do baru w którym występowałam. Była na tyle odważna, że do nas podeszła, aby mnie pochwalić. Akurat wtedy byłam z moim mężem i naszym najlepszym przyjacielem. Od razu było czuć, że między tą dwójką coś zaiskrzyło. Znaliśmy Francisco od urodzenia. To właśnie on występował zawsze przed moim Jose.
- Tak, nie bardzo znam się na corridzie, ale z tego co babcia pisała. – i szybko szukałem w notatkach – Był…
-  Banderillero, jego zadaniem było wbić w byka krótkie włócznie ze wstążkami. Występował przed moim mężem, który był matadorem. A teraz jest nim mój wnuczek. – pogłaskała chłopaka po głowie – Możesz przyjść w niedzielę i zobaczyć jak walczy.
- Nie jestem zwolennikiem walki z bykami. – westchnąłem
- Dokładnie jak babcia, ale kiedy zobaczyła na żywo walkę, zmieniła zdanie. Może kiedy Carmen zabierze cię do muzeum zrozumiesz o co w tym chodzi.
- A co stało się z panem Francisco?
- Był rok 1949, przegrał z bykiem o nazwie szatan. Wtedy nie było takiej opieki medycznej jak dzisiaj. Kiedy donieśliśmy go do szpitala i przybył lekarz z Madrytu, było już za późno. Od tamtej pory walka nie była już taka sama. Był jednym z najlepszych.
- Myślałem, że to ten co zabija byka jest najważniejszy. – zauważyłem
- Zadaje ostatni cios. – powiedział Jose junior – Ale to czy zgładzi byka zależy od tych co występują przed nim. To oni osłabiają mojego przeciwnika.
- Rozumiem. Teraz. – zaśmiałem się tak jak reszta, chociaż widziałem, że wnuczka nie jest zadowolona i lekko wycofana – Nie powiem, ale wasza tradycja to dla mnie coś nowego. W dodatku nie wiedziałem, że tak trudno jest z państwem rozmawiać.
- Nasza rodzina całe swoje życie związała z corridą. Mój ojciec i wujek walczyli z bykami. Później ja, i urodziły nam się same córki. Moja najmłodsza jako jedyna wyszła za toreadora z innej rodziny i tak o to, teraz w jego ślady poszedł syn. – wskazał na Jose – Jednak teraz dziennikarze się zmienili. Corrida schodzi na drugi plan. Więcej jest przeciwników niż zwolenników.
- Rozumiem, ale nie chce pisać o waszym życiu, tylko o wydarzeniach z maja. Tylko to mnie interesuję.
- Dlatego masz do dyspozycji cały ten tydzień, później wracamy do naszego domu w La Roda. To godzinę stąd.
- Myślałem, że mieszkają państwo w Sevilli.
- Kiedyś mieszkaliśmy, ale wróciliśmy w nasze rodzinne strony. Obecnie w Sevilli mieszkają nasze dzieci i wnuki z prawnukami. Młodych zawsze ciągnie do większego miasta. A my pojawiamy się tutaj tylko podczas ważnych wydarzeń.
- Wypraszam sobie, ja jestem częściej w la Roda, gdzie trenuję. – zaśmiał się Jose
- Mogę zadać pytanie niedotyczące mojej babci? – a oni pokiwali głowami – Dlaczego Carmen i Jose? To jakaś tradycja w waszej rodzinie?
- Nie. Mój ojciec był wielkim fanem dziadka i postanowił nadać swojemu pierworodnemu właśnie imię po wielkim mistrzu.
- A Carmen miała to szczęście, że jej babcia miała na imię, tak samo jak ja. Dostała imię po niej, ale osobowość po mnie. I talent. To taki mój promyczek i lepiej nie zadzierać z nią.
- Babciu myślę, że już poznał ją wczoraj. – zaśmiał się Jose a ona od razu oburzyła i na szczęście to zrozumiałem – Ale ja muszę uciekać, mamy spotkanie. I wpadnij zobaczyć młodych. Może moja siostrzyczka weźmie cię ze sobą.
- Jose dobrze mówi. Ona szybciej ci pokaże wszystkie miejsca o których mamy zamiar ci powiedzieć. Tylko zależy na jak długo tu zostajesz.
- Jeszcze nie wiem. – zauważyłem – Przyjazd tutaj też jest przypadkiem. Nie przypuszczałem, że znajdę w zapiskach mojej babci coś takiego. Zresztą nie jestem dziennikarzem w tym stylu. Moją specjalnością są wydarzenia wojenne.
- Więc dlaczego teraz interesujesz się romansem? – zauważyła do tej pory milcząca Carmen i mogłem przysiąc, że jej oczy czytają w moich myślach
- Moja praca poróżniła mnie z babcią na tyle, że nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka lat. Dostałem to wszystko w spadku. Czuję, że to dla niej ważne. W końcu nie jest łatwo znaleźć to wszystko z dala od Sevilli. – wskazałem na wszystkie notatki
- Babcia byłaby z ciebie dumna. – uśmiechnęła się do mnie jej babcia co odwzajemniłem – Dlatego my ci w tym pomożemy, odpowiemy na wszystko. Powiemy ci to, co zapewne nie napisała w swoich wspomnieniach.
- Tylko proszę bez gorących szczegółów. – rzuciłem na co się zaśmiali, a ja usłyszałem swój telefon – Przepraszam. – rzuciłem wyciągając go z kieszeni i widziałem, że to Emma, więc się wyłączyłem
- Obowiązki? – zapytał Jose, a ja od razu rzuciłem, że dziewczyna  - I puściła cię samego?
- Uważa, że gonię duchy. Ale odnalazłem państwa, a Francisco… niestety nie zdążyłem. Jeszcze nawet nie byłem w planach, tak samo jak moi rodzice.
- Zawsze chciałem nazwać tak swoje dziecko. Ale urodziły nam się same córki, więc jedna ma Francisca. Mama Carmen. – pogłaskał ją po dłoni – Był to mój najlepszy przyjaciel, człowiek o złotym sercu. Znaliśmy się od dziecka, zawsze razem lataliśmy i oglądaliśmy jak trenują i walczą nasi ojcowie. to wtedy wiedzieliśmy kim będziemy. Ja zostałem gwiazdą, i poznałem ją. – spojrzał czule na panią Carmen – Byliśmy w trójkę, a później Francisco oszalał na punkcie twojej babci. Myślę, że nigdy nikogo tak nie kochał. Kiedy wyjechała, nie miał nikogo. Był on i byki, a później ten wypadek.
- Babcia pisała o nim jak o największym cudzie świata. O dobrym chłopaku z marzeniami. Ale także nie zapominała o was. O parze na wiecznym miesiącu miodowym.
- Bo byliśmy na nim. – zaśmiała się pani Carmen – Wzięliśmy ślub miesiąc wcześniej. W La Roda, ale nie był to ślub na skalę światową. Raczej w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół. Nie należymy do tych osób, które dla sławy zrobią wszystko. W pewnym momencie zmęczyło nas to wszystko. ciągłe pojawianie się w gazetach. Kiedy mój mąż zrezygnował na jakiś czas dali nam spokój. Ale wszystko powróciło w związku z…
- Babciu, on chce dowiedzieć się wszystkiego o babci, a nie o naszym życiu. Tylko rok 1945, nic więcej. – rzuciła Carmen, a ja zastanawiałem się co takiego się wydarzyło, że przestali rozmawiać z dziennikarzami, albo raczej są wobec nich tak nieufni
- Przepraszam. – uśmiechnęła się przepraszająco – Kiedyś mówiono co się myśli, w tych czasach trzeba uważać na słowa.
- Nic nie szkodzi. – od razu zauważyłem i chciałem zmienić temat – Jednak ciekawi mnie dzień w którym państwo poznali moją babcię. Wiem, ze było to w barze la Carmena. Udało mi się do niego już dotrzeć.
- To był mój wieczór. – uśmiechnęła się do wspomnień – Pewnie już wiesz, że oprócz corridy w tym okresie mamy również zabawy do białego rana, gdzie głownie tańczy się flamenco. W mojej rodzinie każda kobieta wychodziła za toreadora, albo kogoś związanego z bykami. Ja nie byłam inna, tyle tylko, że ja podniosłam swoje umiejętności w tańcu do takiego poziomu, że zostałam okrzyknięta gwiazdą. W tamtych czasach bar był naszym miejscem. To tam najczęściej występowałam i zaczynałam. Obecnie nie posiadają aż tylu klientów. Młodzi coraz bardziej wolą iść poskakać niż postukać obcasami. – zaśmiała się – Ale wracając do twojego pytania to właśnie miałam swój występ. Twoja babcia usłyszała od kogoś o mnie, i jak na dziennikarkę przystało chciała mnie poznać, i zrobić krótki wywiad. Byłam wtedy jeszcze nieprzygotowana, i jakimś cudem nawiązałyśmy miłą pogawędkę. Zaprosiłam ją do naszego stolika i została z nami na trzy tygodnie.
- Trzy? Myślałem, że dwa. Tylko o tylu pisze. – od razu rzuciłem przeglądając jeszcze raz jej dziennik
- Owszem z nami spędziła dwa. A tydzień spędziła z Francisco. Zajęli się sobą, tylko we dwoje. Nie powiemy wam co tam się działo, pewnie jesteście na tyle dorośli, że rozumiecie na czym polega romans dwóch dorosłych osób. Wiem tylko, ze spędzili ten tydzień w tym hotelu. – podała mi kartkę – W razie czego mieliśmy do niego dzwonić. Nie jestem pewna, czy ten hotel dalej jest. Już tak dawno nie byłam w Fuente de Piedra.
- Fuente de Piedra? – zdziwiony na nich spojrzałem i swój wzrok zaraz skierowałem na adres i numer
- Tak, bardzo ładne miasteczko. Może też tam znajdziesz odpowiedzi. Właściwie to mamy dla ciebie coś jeszcze. – zauważyła i przesunęła w moim kierunku kopertę – To list napisany przez Francisco do twojej babci. Myślimy, ze przeczuwał co się stanie i dlatego zostawił to w kaplicy. Wiem, powinniśmy to wysłać już wcześniej, ale nie wiedzieliśmy gdzie. A i czasy nie były spokojne. W końcu po wojnie zyskaliśmy reżim. Ci co w jakimś stopniu byli za komunizmem szybko znikali. Ale pewnie jako dziennikarz wojenny wiesz o czym mówię. – na co pokiwałem głowa – Jest on zapewne napisany po hiszpańsku. Więc jeśli miałbyś jakiś problem służymy ci z pomocą.
- Przydałaby się, umiem co nie co powiedzieć. Ale nie czytać. – westchnąłem
- Pomoże ci w tym Carmen. Ona lepiej zna też angielski od nas. I jeśli będzie sprawiać problemy, daj nam znać. – puściła mi oczko na co się zaśmiałem – A teraz przepraszamy. Ale niestety musimy się wyszykować na kolejny dzień świętowania. Zapraszamy do naszej loży.
- Jeszcze zobaczę i na pewno państwa znajdę. – uśmiechnąłem się do nich
- Przyjdź jutro o tej samej porze. A opowiemy ci więcej. Może przez noc przypomni nam się więcej.
Tylko pokiwałem głową i szybko zebrałem swoje rzeczy do torby i pożegnałem z nimi. Wyszedłem z mieszkania i nie powiem, ale w tym momencie czułem jak pulsuje mi głowa. Dowiedziałem się co nie co, a w ręce dalej miałem list zaadresowany do mojej babci. Miałem już wyjść na ulicę kiedy  usłyszałem swoje imię więc się odwróciłem i w moim kierunku szła młodsza wersja Carmen.
- Jutro wieczorem jestem wolna więc mogę  ci pomóc z tym listem. – rzuciła chowając dłonie do kieszeni spodni
- Już nie masz zamiaru mnie pobić?
- Przepraszam… jestem nieufna jeśli chodzi o dziennikarzy. – westchnęła – Ale widzę jak bardzo ci zależy. Moim dziadkom też, chyba bardzo polubili twoją babcię. No i oczywiście to wszystko dotyczy ich najlepszego przyjaciela. Wujek dla mnie zawsze był legendą, której nigdy do końca nie poznałam.
- W takim razie gdzie możemy się spotkać? Bo chyba nie przyjdziesz znowu do mojego pokoju hotelowego?
- W barze Carmena. Spotkajmy się tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Dokładnie o siódmej. Mówię ci to teraz, bo jutro nie będzie mnie na spotkaniu z dziadkami.
- Czy w waszej rodzinie właśnie tak się umawiacie? – zaśmiałem się na co sama uraczyła mnie uśmiechem
- Mniej więcej. Do zobaczenia jutro. – odwróciła się na pięcie znikając na schodach


Tylko się zaśmiałem cicho pod nosem, bo nie powiem. Ale zapowiadało się ciekawie, bo mimo tej całej historii jaką mam do opowiedzenia i co najważniejsze do złożenia, zaintrygowała mnie tez osobą Carmen.  A dokładnie zaczęło mnie interesować to, co się wydarzyło takiego, ze jest nieufna w stosunku do dziennikarzy. 

***
Tutaj rozdziałów będzie mało, taka o krótka historia dla mojego kaprysu :D A dzisiaj dodaję zdjęcie Sergio Ramosa jako toreadora <3


sobota, 15 marca 2014

5 maj 2014

5 maj 1945
Dzień najważniejszy w całej tej historii. To właśnie wtedy poznałam kulturę flamenco i corridy. A także dzięki dwóm osobom poznałam jego – Francisco Furentes Malo. Młodego banderillero. Nigdy nie przypuszczałam, że idąc do baru Carmela, poznam tutejszą gwiazdę flamenco. Carmen Amoya, była młodą dziewczyną, taką jak ja. A jej taniec wyrażał wszystko. W dodatku nigdy nie widziałam tak ślicznej dziewczyny. Jej czarne jak smoła włosy, ciemne jak niebo podczas burzy oczy i te mocno czerwone usta, były znakiem rozpoznawczym. W dodatku przy jej boku dumnie kroczył on – Jose Miguel Fernandez, matador de toros. Jeden z najprzystojniejszych i najodważniejszych. Miał zaledwie 21 lat, ale z dumą kroczył i niósł na swoich barkach sławę jaką przyniosła mu walka z bykami. Zawsze uważałam, że to straszne. Zabijać biednego byka tylko dla zabawy i sławy. Ale kiedy poznałam tych ludzi, poznałam drugą stronę tego co robią. Poznałam tradycję przekazywaną z dziada pradziada.

Nie powiem, ale trudno było poruszać się po mieście. Zwłaszcza, że gdzie się nie odwróciłem to widziałem hiszpanki w kolorowych sukniach z falbankami. Nie powiem, wyglądały nieźle i mój wzrok leciał coraz dłużej w ich stronę, a zwłaszcza w kierunku bioder. Te, które miały wcięcie w tali nie miały się czego wstydzić, a wręcz przeciwnie. Wyglądały jak syreny. Na dodatek widziałem kilka kobiet w spodniach, albo luźnych spódnicach. No cóż, jak widać różne były stroje, jednak częściej wybierały obcisłe suknie z falbanami na dole. W dodatku wszyscy poruszali się dorożkami, więc musiałem uważać, aby nie wpaść pod którąś. Stanąłem pod kamienicą o której powiedział mi barman i aż zagwizdałem. Nie była wcale taka mała. A na dodatek ślicznie zachowana. Miałem już iść, kiedy akurat z kamienicy wyszedł mężczyzna w towarzystwie kobiety i zaraz za nimi pojawiła się starsza para. Byli ubrani zgodnie z obowiązującymi zasadami podczas tego tygodnia i wsiedli do swojej dorożki. Kiedy przyjrzałem się staruszce od razu wiedziałem kto to, Carmen Amoya nic się nie zmieniła, mimo upływu lat. W sumie nie pozostało mi nic innego jak samemu wybrać się na rynek i szukać szczęścia tam, bo teraz nie mam co tu tak stać. Bo nie wiedziałem ile trwają takie imprezy. Tyle tylko, że było aż tyle ludzi, że nie mogłem się połapać. Co chwilę oślepiał mnie błysk fleszy, bo niestety dużo było fotografów z różnych gazet, wnioskując po ich plakietkach. Domyśliłem się, że jesteś w środku największej śmietanki Hiszpanii. Chociaż nikogo nie kojarzyłem, niestety moja wiedza na temat ich gwiazd równał się zero. Nic o nich nie wiedziałem. I nawet nie miałem do kogo pisać, bo Emma mimo tego, że uwielbiała czytać plotki, to na pewno nie wiedziała nic o aktorach hiszpańskich czy też piosenkarzach. Na dodatek w pewnym momencie usłyszałem ogólne poruszenie i nie wiedziałem o co chodzi, ale kiedy zobaczyłem pełno młodych i starszych mężczyzn ubranych w złote stroje to aż zapytałem obok dziewczyny kto to i dostałem odpowiedź. To właśnie cała śmietanka corridy. Którzy będą przez cały ten tydzień świętować w najważniejszym dla nich miejscu w Sevilli. Dziewczyna powiedziała mi oczywiście nazwę miejsca, ale zrobiła to tak szybko i była to tak długa nazwa, że zostałem z niczym. Ale wyciągnąłem z kieszeni telefon i zrobiłem zdjęcie tej parady, wysyłając je od razu do swojej dziewczyny. Która zaraz do mnie zadzwoniła.

- Naprawdę? – zaśmiała się
- No co? Są tutaj gwiazdami. To właśnie oni będą walczyć z bykami.
- Walczyć? Męczyć ich. – zauważyła – Mam nadzieję, że nie strzeli ci coś do głowy i będziesz uciekać przed bykami jak George w tamtym roku.
- Nie. – zaśmiałem się – Zgadzam się z tobą, że walka z bykami to coś złego. Ale oni już tacy są, tak samo jak wielbią facetów ubranych w coś takiego i święcących na złoto. – zauważyłem
- Ale ta dziewczyna co jest  również w kadrze ma niezłą sukienkę. Nie jest aż taka zła.
- Powiem ci, że niektóre i tak przesadziły. I jestem ciekawy czy moja babcia też taką nosiła.
- Znając ją to zapewne tak. Ale jak idą poszukiwania?
- Jak na razie dobrze. Znalazłem bar, w którym poznałem barmana, który mi co nie co powiedział i dał adres. Poszedłem tam dzisiaj, ale się spóźniłem bo akurat wyjeżdżali i teraz ich zgubiłem w tym tłumie hiszpańskich gwiazd. Mówię ci, jest tu tyle paparazzi, że miałabyś co czytać, gdyby coś takiego działo się u nas. I powiem ci, że wszyscy mają na sobie takie suknie. Bez wyjątku.
- Tylko ty mi się nie przebieraj, proszę cię. Bo jak zobaczę zdjęcie to wydrukuje i będę się za każdym razem z tego śmiać.
- Masz to jak w banku. No, ale uciekam bo odnalazłem moich duchów i chyba szykują się do wyjścia.
- Jasne. Powodzenia i szybko wracaj. – zaśmiała się wyłączając

Tylko schowałem telefon do kieszeni i ruszyłem w pogoń za tą dwójką staruszków. Znowu dotarłem szybciej od nich pod kamienicę i czekałem aż pojawi się dorożka z nimi. Kiedy zaparkowała pod drzwiami to pozwoliłem im wejść. Odczekałem z jakieś dziesięć minut i sam wszedłem na podwórze, ale tutaj był problem. Barman mi napisał adres kamienicy, ale nie numer ich mieszkania. I gdzie ja miałem ich szukać? Bo na pewno nie zamierzałem pukać do wszystkich drzwi i wypytywać o tą dwójkę. Ale w którymś z mieszkań otworzyło się okno i usłyszałem kobiecy śpiew. Od razu poznałem, muzyka do flamenco. Uśmiechnąłem się pod nosem i postanowiłem zapukać akurat do tych drzwi, w nadziei, że to akurat te i mi się uda za pierwszym razem. Kiedy zapukałem do nich to nie bardzo wiedziałem od czego  mam zacząć, co powiedzieć. Musiałem poczekać, aż drzwi zostaną mi otworzone i ujrzałem we własnej osobie Carmen.

- Tak?
- Carmen Amoya? – wolałem się upewnić, a ona pokiwała głową, że tak – Nazywam się James Collins. Jestem dziennikarzem.
- Przykro mi, ale nie rozmawiamy z dziennikarzami. Proszę zgłosić się do mojej córki o zgodę. – rzuciła i już miała zamknąć drzwi kiedy od razu powiedziałem
- Chodzi o wydarzenia z 1945 roku, a dokładniej z maja. O pani znajomość z Ellen Collins.
- I tak musi pan porozmawiać z moją córką. To ona jest odpowiedzialna za nasze kontakty z mediami.

Zamknęła mi drzwi przed nosem a ja nie wiedziałem co mam zrobić, nie tak to sobie wyobrażałem. Na dodatek kiedy zszedłem na dół to widziałem jak firanka się poruszyła. Nie zostało mi nic innego jak spróbować jutro jeszcze raz. Wróciłem do swojego pokoju w hotelu i chciałem się wyszykować i pójść do baru, aby porozmawiać z barmanem. W sumie to nie wiedziałem nawet jak ma na imię. Wziąłem szybki prysznic i wyszedłem z łazienki, aby ubrać się w coś nowego. Spojrzałem na swój notes i tylko westchnąłem ciężko bo tym razem miałem pod górkę. I kto by pomyślał, ze starsza pani tak mnie potraktuję, mimo tego, że moja babcia opisywała ją używając najlepszych epitetów. Właśnie miałem zacząć się ubierać, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, i to natarczywe pukanie. Otworzyłem drzwi, a do pokoju weszła mi jakaś dziewczyna ubrana w różową sukienkę z falbankami i czymś dziwnym na głowie. A także z dużym dekoltem na plecach.

- Eee przepraszam, ale nie pomyliła pani przypadkiem pokoi?
- Czego chcesz od moich dziadków? – rzuciła zakładając ręce na piersiach
- Dziadków? – zdziwiony na nią spojrzałem
- Jesteś dziennikarzem, który dręczy moich dziadków. Więc się pytam czego chcesz.
- Jeśli każda kobieta w tej rodzinie jest taka jak twoja babcia to mogłem dać sobie spokój. – mruknąłem
- Czekam na odpowiedź. Nie wyjdę stąd jeśli mi nie powiesz, że dasz im spokój.
- Nie chce im przeszkadzać. Tylko po prostu twoi dziadkowie znali moją babcię. I chciałem ich o to zapytać, ale twoja babcia mnie wygoniła. Tylko rzuciłem, że jestem dziennikarzem i zamknęła mi drzwi przed nosem. Od razu wysyłając mnie do twojej cioci.
- Mamy. – rzuciła – Moja mama zajmuję się kontaktami z prasą.
- I dlatego wysłała ciebie? Zresztą ja cię wpuściłem chociaż jestem nagi. I w sumie skąd wiedziałaś gdzie mieszkam i kto cię tu wpuścił?
- Masz ręcznik.
- Który mogę w każdej chwili strącić.
- Słuchaj koleś! – oburzyła się – Nie czas na żarty. Przychodzisz do moich dziadków i chcesz poznać ich historię z roku 1945. W dodatku jesteś dziennikarzem, a my z nimi nie rozmawiamy. Nie są obiektywni.
- Ta historia dotyczy mojej babci, chcę ją poznać. Zostawiła mi w spadku swoje zapiski i wspomnienia, które spisywała od tamtej chwili. Wiem, że było to dla niej ważne, i chcę dokończyć to co zaczęła. Ty byś nie zrobiła tego dla swoich dziadków? – westchnąłem patrząc na nią wyczekująco mimo tego, że miałem na sobie tylko ręcznik
- Chcą rozmawiać z tobą jutro o dziesiątej. Masz się nie spóźnić. – mruknęła i podeszła do drzwi jakby nigdy nic
- I to wszystko? Wpadasz tu jak do siebie i tylko po to, aby mi powiedzieć, że dostałem pozwolenie na rozmowę z królową.
- Bo to hotel mojego wujka. – zaśmiała się – Stąd też wiedziałam który pokój. I zanim pojawiłeś się u moich dziadków, powinieneś dowiedzieć się kim jesteśmy.
- Jesteś wnuczką tancerki flamenco i toreadora.
- Moja rodzina to coś więcej niż potomkowie tej dwójki. Nasza historia zaczyna się jeszcze na długo przed nimi. Ale Dona Carmen i Don Jose postanowili dać ci szansę. Więc nie pozostało nam nic innego jak to uszanować.
- Też będziesz? Nie powiem, ale kiepski jestem z hiszpańskiego, a ty znasz język i będziesz mogła mnie pilnować.
- Masz być o dziesiątej. Reszty się dowiesz. – rzuciła otwierając drzwi
- A jak masz na imię? Chyba to mogę wiedzieć?
- Carmen. – uśmiechnęła się co odwzajemniłem – Powodzenia jutro James. – wyszła z pokoju i zamiast zamknąć drzwi to patrzyłem jak szła stukając miarowy dźwięk obcasami

Tylko się zaśmiałem i zamknąłem drzwi. Nie powiem, wizyta była bardzo dziwna, w dodatku Carmen. Byłem ciekaw, czy wszystkie kobiety w tej rodzinie mają tak na imię. I ciekawe co takiego się wydarzyło, że mimo ich niechęci do dziennikarzy, jednak zgodzili się porozmawiać ze mną. Ale skorzystałem z jej rady, zapisałem sobie w notesie wszystkie pytania jakie powinienem zadać, aby dowiedzieć się o nich czegoś więcej.


niedziela, 9 marca 2014

4 maj 2014

4 maj 2014

Z przewodnikiem i rozmówkami wysiadłem z samolotu na lotnisku w Sevilli. Pogoda jaka mnie przywitała była zdecydowanie inna, niż w Szkocji. Ale w końcu to maj. W dodatku mój hiszpański nie był dobry, rozumiałem co drugie słowo jakie do mnie mówili, i byłem przeszczęśliwy kiedy znalazłem się w końcu w hotelu. Cudem udało mi się znaleźć tak szybko pokój, ale okazało się, ze w ostatniej chwili ktoś odwołał rezerwację i udało mi się wskoczyć na jego miejsce. No cóż, nie powiedziałbym, że to jeden z najlepszych pokoi w jakim przyszło mi mieszkać, ale wolałem nie marudzić.

- Mam nadzieję, że będzie się panu u nas podobać. Zwłaszcza, że od jutra zaczyna się Feria de Abril.
- Cos o tym czytałem. Walka z bykami, kobiety w sukniach.
- To nie to samo co widzieć. – uśmiechnął się do mnie młody chłopak – W razie jakichś problemów, albo pytań proszę dzwonić do recepcji.
- W sumie to mam jedno pytanie. – szybko odszukałem swój notes z najważniejszymi zapiskami – Szukam baru Carmela. Nie wiem czy jeszcze istnieje, albo czy będziesz kojarzyć to miejsce.
- Bar Carmela, to najsławniejsze miejsce jeśli chodzi o flamenco. Najseksowniejsze kobiety i najlepsze drinki. Ale to jednak klub tylko dla wybranych, nie dla młodych co szukają miejsca do picia. I chętnie zostawię panu mapę w recepcji z dokładną trasą.
- Dziękuje bardzo.  – zostałem sam w pokoju więc od razu wyciągnąłem laptopa i notes mojej babci i otworzyłem stronę, od nowa czytając historię od której się wszystko zaczęło

Maj 1945
Mój pierwszy raz poza granicami kraju, i to od razu wybrałam się do Hiszpanii. Że też dałam się namówić na wyjazd akurat w trakcie kiedy wojna chyliła się ku upadkowi. Codziennie w radiu pojawiały się informację odnośnie klęsk III Rzeszy. Każdego dnia Europa czuła, ze ucisk mija i na dniach będą wszyscy świętować. Strach odejdzie w zapomnienie. Przyjdą nowe, lepsze czasy. A ja zamiast świętować ten czas z rodziną to stoję na Puerta de la Carne wraz z moją najlepszą przyjaciółką. W powietrzu dało się czuć zapach pomarańczy, a na ulicach co rusz mijały nas hiszpanki w uroczych, kolorowych sukniach. To właśnie tutaj widziałam, jak ważne dla nich jest kultywowanie tradycji. W gronie najbliższych, świętowali przez cały tydzień. Nic się nie liczyło… tylko flamenco i corrida.

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu więc od razu za niego złapałem i widziałem, że dzwoni do mnie Emma. Westchnąłem ciężko, ale odebrałem.

- No nareszcie. Dzwonię do ciebie i dzwonię.
- Przepraszam, niedawno dotarłem do hotelu. Ale uprzedzając twoje pytanie to jest jak na razie świetnie. Chłopiec na posyłki powiedział mi, że ten bar dalej istnieje i da mi adres z mapą. Więc jak na razie idzie wszystko po mojej myśli. No a jutro zaczyna się święto. Zrobię ci specjalnie zdjęcie tych wszystkich dziewczyn, które chodzą w tych śmiesznych sukienkach.
- Po prostu ja bym tego nie założyła. – zaśmiała się – Zwłaszcza, że większość z nich nie jest chuda.
- Wiem, wiem. Ale im się to podoba i to tradycja, pamiętaj o tym.
- No dobrze. W sumie cieszę się, ze lubisz chude blondynki. Na pewno żadnej tam takiej nie spotkasz.
- Emma, jestem z tobą więc na żadną inną nie mam co spoglądać. Jesteś tylko ty. Mówiłem ci, abyś przyjechała tutaj ze mną, ale nie chciałaś gonić duchów.
- Bo dla mnie nie ma sensu. Twoja babcia owszem była w Sevilli i była podjarana romansem z Hiszpanem, ale się skończyło i nie odnalazła go.
- Odnalazła jego przyjaciół. Ale nie była zbyt pewna siebie aby do nich się odezwać. Minęło sporo lat. I dlatego myślę, że wszystkie zapiski zapisała właśnie mi.
- No dobrze, ale musze kończyć. Mam urwanie głowy w kafejce. Zadzwoń wieczorem, jak się czegoś dowiesz.
- Jasne, pa. – szybko się wyłączyłem i rzuciłem telefon na łóżko

Musiałem przygotować się do wyjścia, więc szybko się przebrałem i spakowałem same najpotrzebniejsze rzeczy. W dodatku w recepcji czekała na mnie mapa wraz z dokładnym adresem. Więc nie powinienem się zgubić. W razie czego znałem podstawy hiszpańskiego. Tyle tylko, że nie używałem go już od dosyć dawna, więc nie wiedziałem czy dam radę się dogadać. Jak na razie w hotelu szło mi dobrze z angielskim. Więc pozostawała nadzieja, że na ulicach znajdzie się ktoś pomocny z znajomością angielskiego. Po zwiedzeniu częściowo Sevilli znalazłem się wieczorem pod barem z którego już dobiegała muzyka. Wziąłem głęboki oddech i czas zacząć grzebać w przeszłości.

- Przepraszam, mogę prosić o piwo?
- Jasne. – rzucił barman – Anglik?
- Szkot. – zaśmiałem się – Aż tak bardzo widać?
- Młodzi Anglicy nie za często nas odwiedzają. To klub dla wytrwałych fanatyków flamenco. – rzucił pokazując mi ścianę ze zdjęciami – Jesteśmy tu od 1905 roku.
- Ty też? – zaśmiałem się tak samo jak on
- Nie aż tak długo, ale od dziecka. To bar mojego pradziadka. Później prowadził go mój ojciec i teraz ja. No, a teraz mamy mały młyn przed jutrzejszym. Wielkie rozpoczęcie i zabawa do niedzieli.
- Ale widzę, że jak na razie jest mało ludzi. – rozejrzałem się po pomieszczeniu i nie zauważyłem nikogo ciekawego
- No tak, wszyscy przygotowują się na jutro. Dziewczyny stroją się aby zaprezentować najlepszą kreację.
- Szczerze? Nie bardzo wiem o co w tym chodzi. – zaśmiałem się popijając piwo – A przyjechałem tu odnaleźć kilka brakujących elementów do mojej książki, albo raczej dużego artykułu. I wszystko co mam zaczęło się właśnie w trakcie tego święta.
- Szkot i to w dodatku dziennikarz. Mieliśmy tu kilka takich, również pisarzy. – zaśmiał się – Zwłaszcza w maju. A na co dzień odwiedzają nas wielbiciele flamenco.
- Czyli zapewne znasz Carmen Amoya. – zauważyłem wyciągając z kieszeni notes z nazwiskami
- Jasne. – spojrzał na mnie podejrzanie – To nasza gwiazda. Każdy ją zna, zwłaszcza w tym barze. Ale dlaczego interesujesz się staruszką?
- Interesuje mnie pewna historia, w której odegrała znaczącą rolę. Wraz z mężem. Chociaż nie wiem czy uda mi się ją odkryć, nie wiem nic o nich i o osobach, które występują. Tylko nazwiska.
- Dona Carmen wraz z mężem mają się bardzo dobrze. Nie mieszkają tutaj, w Sevilli. Jednak przez ten cały tydzień będą w mieście wraz z całą rodziną. Zatrzymają się w swojej kamienicy. – rzucił pisząc mi na kartce adres – Możesz też przyjść tutaj, na pewno nas odwiedzą.
- Dzięki. – od razu się uśmiechnąłem szeroko, bo jak na razie wszystko szło po mojej myśli

- Nie ma za co. Tylko uważaj, nie bardzo lubią dziennikarzy.  

niedziela, 2 marca 2014

3 maj 2014

3 maj 2014, Edynburg

- Kochanie, możesz mi wytłumaczyć. Jak to jedziesz do Sevilli ścigać duchy?
- Emma, już ci mówiłem. Babcia zostawiła mi w spadku te wszystkie zapiski. Czuję, że to będzie świetna historia, i jestem jej coś winien.
- Nie jesteś jej nic winien. Cały czas mieszała się w twoje życie i w to jak piszesz. To dlatego nie odzywałeś się do niej od ostatnich sześciu lat. Aż nagle umiera i dostajesz w spadku makulaturę z jej zapiskami.
- Wspomnieniami. – westchnąłem – Zamierzam spędzić w Sevilli udany urlop. Nie wiem ile mi to zajmie, ale mam nadzieję, że dosyć szybko odszukam te osoby. – pomachałem pamiętnikiem mojej babci – W końcu z tego co przeczytałem, to byli w tamtych czasach dosyć sławni.
- James! Możesz to sprawdzić tutaj, na Wikipedii. Mamy erę technologii, nikt nie jest już anonimowy!
- Wiem, że wyjeżdżam w nieodpowiednim momencie. Nie wtedy, kiedy ty właśnie otwierasz nową kawiarnię. Ale zaufaj mi, wrócę tutaj z czymś co na zawsze odmieni nasze życie. Czuję to. – przytuliłem ją mocno do siebie, na co westchnęła – Będę pisać i ci się zwierzać z każdego kroku. I obiecuję, że nie zrobię nic co będzie się równać z pobytem w szpitalu, albo więzieniu.
- Mam nadzieję. I wróć szybko, proszę cię.


&&&
Witam, mamy nowy rozdział, nowego opowiadania. Mam nadzieję, ze się wam spodoba, i dorówna szablonowi, który jak zawsze został wykonany przez Natalię:) Cud, że mnie jeszcze nie zablokowała:D Opowiadanie będzie krótkie, ale nie narzekajcie.