11 maja 2014
Gdybym mógł to bym spał dłużej, ale niestety mój telefon
dawał o sobie znać, więc od razu za niego złapałem i nie patrząc na wyświetlacz
odebrałem.
- Tak?
- Witaj kochanie, widzę, że obudziłam.
- Hej. Położyłem się naprawdę późno, a dzisiaj mam wielki
finał. Spotykam się z całą rodziną i wiem, że tego nie pochwalasz, ale wybieram
się na corridę. Na wielki finał. – zauważyłem a ona westchnęła
- Czyżbyś starał się zostać miłośnikiem walk z bykami? Byłeś
ich przeciwnikiem.
- Owszem, ale oni się tak tym podniecają. No i ta para
staruszków jest naprawdę miła. Jose junior to samo.
- Kochanie cieszę się, że pisanie książki idzie ci tak
łatwo, ale nie chce abyś przez to się zmienił. Wiem jaki miałeś kontakt z
babcią, jak nie chciałem w ogóle do niej zadzwonić, albo napisać kartkę
urodzinową. Nie zmieniaj się ze względu na swoją nieżyjącą babcię. Dobrze, że
jutro wracasz do domu, zapomnisz o swojej wyprawie do Sevilli.
- To nie ma nic wspólnego z tym, że moja babcia się do mnie
nie odzywała. Specjalnie zapisała mi to w testamencie, wiedziała, że będę
starał się poznać prawdę. – powiedziałem i przypomniało mi się jak o tym mówiła
Carmen – Jako moja partnerka powinnaś przynajmniej tolerować to co robię. Może
nie jest to związane z moim zawodem, to nie wojna. Ale historia równie ciekawa,
w dodatku mam przy sobie ludzi, którzy znają prawdę. Znają moją babcię, a
raczej kobietę której ja nie znałem. Jutro wracam do domu, ale nie chcę się
teraz kłócić. – zauważyłem i się po prostu wyłączyłem
Musiałem przygotować się na wielki finał, dlatego wziąłem
szybki prysznic, spakowałem swoją torbę i z uśmiechem wyszedłem. Ze sobą miałem
również aparat, aby porobić zdjęcia. Ale nie powiem to co zobaczyłem tak mnie
wmurowało w ziemię, że nie wiedziałem co mam zrobić. To, ze cała rodzina była
ubrana w tradycyjne stroje to ok, ale nie przypuszczałem, że pojawi się aż tyle
ludzi. A oni będą w świetle reflektorów. Niektóre osoby chciały zrobić sobie
zdjęcie z nimi. Ale z tego co zauważyłem, to nie było wśród nich Carmen. Podszedłem
do towarzystwa i od razu dorwała mnie donna Carmen.
- Przyszedłeś. – uśmiechnęła się do mnie – Już myślałam, że
jednak stchórzyłeś, albo jesteś naprawdę wielkim przeciwnikiem corridy.
- W sumie to zostałem zaproszony jeszcze przez jedną osobę i
nie mogłem odmówić.
- No tak mój wnuczek chce się popisać.
- Właściwie to zaprosiła mnie Carmen. – zauważyłem a ona
zdziwiona na mnie spojrzała
- Ooo przedstawiam ci moje córki. Maria, najlepszy rzecznik
prasowy i specjalista od wizerunku. Julia, najlepszy psycholog w mieście i
Lauren – nasza gwiazda flamenco.
- Tak myślałem, że ktoś jednak poszedł w pani ślady, ale
Carmen nie chciała powiedzieć.
- Moja chrześniaczka jest skryta bo nie chcę chwalić się
swoim talentem. Tyle tylko, ze wolała odciąć się od wszystkiego, od flamenco i
od walki z bykami.
- Lauren, musisz ją zrozumieć. – rzuciła z tego co
zapamiętałem Julia
- Ale idziemy do środka, idziesz z nami? – zapytał pan Jose
- On czeka na Carmen. Więc możemy iść, znają drogę. –
uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłem, chociaż słyszałem jakieś szepty
Zastanawiałem się dlaczego Carmen nie pojawiła się z całą
rodziną. I w sumie trochę głupio się czułem tak stojąc pod wejściem i nie
wiedziałem kiedy się pojawi bo nie miałem jej numeru telefonu. Ale zagadka sama
się wynurzyła za rogu. Ujrzałem dziewczynę w długiej czarnej sukni. I nim się
zorientowałem to przede mną stała Carmen.
- Coś nie tak? – zapytała spoglądając na swój strój
- Nie, wyglądasz ślicznie. Nie powinienem chyba tego mówić,
ale czarny dobrze na tobie leży.
- Nie tylko czarny. – rozłożyła wachlarz, który okazał się
czerwonym dodatkiem – Ale wszyscy już są?
- Tak. Przywitałem się z twoją mamą i ciociami. Wyglądają na
miłe i dowiedziałem się coś o twoim talencie do flamenco.
- Zamknij się i podaj mi ramię. – zauważyła dając mi
kuksańca – Jak będziesz miły to może ci pokażę co nie co z tego talentu.
- Trzymam za słowo. – przepuściłem ją pierwszą w drzwiach i
nie powiem, ale widok jej gołych pleców zrobiło na mnie wrażenie bo nie powiem,
ale to było coś… tatuaż się odznaczał przy upiętym koku i takim dekolcie z
tyłu.
- Więc jak wiesz walka składa się z kilku części więc mam
nadzieję, że nie znudzisz się po pierwszej, albo nie uciekniesz. A za każdą
udaną akcje wołamy „ole” musisz dotrwać chociaż do występu moich. – uśmiechnęła
się do mnie co odwzajemniłem
- Nie bój się, w takim towarzystwie dam radę. A i mogę robić
zdjęcia? – na co pokiwała głową, że tak
- Ale nie rób zdjęć mojego tyłka. Nie mam nic do niego, ale
nie rób tego.
Zaśmiałem się serdecznie bo ona naprawdę była bezpośrednia.
Weszliśmy do loży i nie powiem, ale to co zobaczyłem po raz kolejny mnie
wmurowało w podłożę. Wszystkie siedzenia były zajęte, i wszyscy tu żyli walką.
Czułem się trochę jak obcy w tym towarzystwie, ale za to mogłem robić zdjęcia. Ukradkiem
udało mi się zrobić zdjęcie Carmen z jej ciocią, tancerką flamenco. Oczywiście
zostałem zaproszony na imprezę po walce w klubie w którym tak często bywałem i
pomyślałem, że byłoby miło pożegnać się również z Miguelem, który dużo mi
pomógł. No i zaczerpnąć trochę flamenco na żywo, a nie tylko na youtubie. Tyle
tylko, że w pewnym momencie wydarzył się wypadek. Javi akurat walczył z bykiem
i nieźle go poturbował. Carmen od razu wstała i nim się obejrzałem to już jej
nie było, i nie przypuszczałem, że kobieta może tak szybko poruszać się w
długiej sukni i na wysokich obcasach.
- Idź za nią. Zapewne idzie do szpitala. – zauważył Jose
senior więc się szybko zebrałem
Ale niestety nie mogłem jej dorwać, więc trochę błądziłem po
uliczkach, aż w końcu znalazłem szpital. Nawet byli bardzo pomocni i mi
powiedzieli gdzie leży toreador, ale nie było to trudne. Ponieważ na korytarzu
stało ich chyba z siedmiu w tradycyjnych strojach, już miałem podejść do nich
kiedy zauważyłem Carmen. Była lekko przybita i smutna. Nie wiem dlaczego, ale
postanowiłem zrobić im kilka zdjęć z ukrycia. Niestety moje zboczenie zawodowe
dało o sobie znać. Ale podszedł do nich lekarz, więc sam wyszedłem z ukrycia.
Nic nie rozumiałem, ale kiedy widziałem widoczną radość po innych, zrozumiałem,
że jest dobrze.
- Tylko ma złamaną rękę i rozcięty łuk brwiowy. Debil miał
szczęście. – mruknęła
- To chyba dobrze co?
- Moja siostrzyczka chciała powiedzieć, że się cieszy. –
zaśmiał się Jose – Pewnie uważasz, że to idiotyczne, tyle osób w poczekalni w
takim stroju.
- Nie, zdziwi cię to pewnie, ale nie. W sumie to nie
widziałem jak walczyłeś. Pobiegłem za Carmen do szpitala, ale ją zgubiłem, tak
samo jak drogę w uliczkach.
- Nic nie szkodzi. Dorwałem go, bo gdybym tego nie zrobił to
mój przyjaciel dałby mi nieźle po tyłku. Ale wracamy do siebie, mam nadzieję,
że będziesz na imprezie?
- Tak. Postaram się przynajmniej. – zauważyłem
- Rozumiem, że Carmen zostanie tu do późna, ale daj spokój
przyjdź. – pokiwałem jedynie głową i zostałem sam na sam z dziewczyną
- Nie przyjdziesz?
- To mój przyjaciel, posiedzę z nim. Szkoda tylko, że nie
pożegnam się z tobą chociaż jednym drinkiem.
- Pożegnania w szpitalu mają też inny urok. – uśmiechnąłem
się do niej – Javi ma się dobrze, to się teraz liczy. Chociaż muszę przyznać,
że ty masz niezłe zdolności. Biec tak szybko w takich butach, podziwiam. –
rzuciłem na co się zaśmiała – Musze przyznać, że podobała mi się dzisiejsza
lekcja historii. Już nigdy nie powiem, że jesteście zabójcami. Bo zaczynam
rozumieć o co w tym wszystkich chodzi. Również miło było cie poznać, w sumie to
do tej pory pamiętam jak wpadłaś do mnie do pokoju.
- Nie lubię pożegnań, kojarzą mi się to z odejściem na
zawsze. – szepnęła – Więc zakończmy po prostu na buziaku w policzek i mocnym
uścisku. – powiedziała, na co spełniłem jej prośbę i mocno ją przytuliłem
- To była dla mnie przyjemność spędzić z tobą czas. Jesteś
dobra nauczycielką i towarzyszką.
- Cieszę się, że mogłam pomóc. – dała mi buziaka w policzek
– Obiecuję, że przeczytam książkę.
Uśmiechnąłem się do niej i zostawiłem samą. Szybko wróciła
do Sali przyjaciela. W sumie sam nie wiedziałem co mam zrobić, dlatego
pojechałem do knajpki i zakręciłem na imprezę. Nie powiem, ale było to dla mnie
zupełnie coś nowego. W klubie zobaczyłem zupełnie inny świat. Wspólna radość, w
dodatku taniec flamenco mocno zapisał mi się w pamięci. Tylko żałowałem
jednego, że nie było z nami Carmen i nie mogłem zobaczyć jak tańczy. Z tego co
słyszałem to zapowiadała się nawet na światową tancerkę, ale przestała. Nie
powiem, ale była jedną wielka chodzącą tajemnicą. W sumie jako, że jutro
wracałem do domu, to musiałem się pożegnać. Czekała na mnie walizka do
spakowania. Chociaż nie było łatwo pożegnać się z wszystkimi, o dziwo Jose dał
mi swój numer telefonu i zaprosił mnie z Emmą. Dopiero wtedy pomyślałem o
swojej narzeczonej z którą rano nie pożegnałem się za miło. Dlatego kiedy tylko
przekroczyłem próg pokoju to od razu wykręciłem do niej numer.
- Przepraszam, przesadziłam rano. – westchnęła
- Nie masz za co przepraszać. Sam nie byłem bez winy.
- Wiem. Ale jutro wracasz i wszystko wróci na normalny tryb.
Bo przyznam się, że tęskniłam.
- Jutro już wracam. Mam już wszystko spakowane.
- W takim razie czekam. – ale usłyszałem pukanie do drzwi
- Muszę kończyć, mam gościa.
- O tej porze? – a ja otworzyłem drzwi i zobaczyłem Carmen –
Halo jesteś tam?
- Hiszpanie balują do późnej nocy. Ale muszę kończyć, do zobaczenia jutro. – wyłączyłem
się – Mówiłaś, że nie lubisz pożegnań.
- Wiem, ale nie mogłam być sama. Zostałam wygoniona ze
szpitala, a wszyscy radują się z wygranej. – rzuciła wchodząc do środka – I
zabawne, ale jedynym miejscem gdzie chcę być
jest ten pokój.
- No cóż w tym momencie mam małe deja vu. Tyle tylko, że w
innej sukience i w innych okolicznościach.
- Nie wparowałam do ciebie zła. – odezwała się – Wpadłam bo
chcę spędzić z tobą noc. Chociaż zapewne nic z tego bo zaraz się wykręcisz, że
kogoś masz. Choć tak naprawdę to gówno mnie to obchodzi. Jak to mówią wakacyjna
przygoda.
- Wow. – rzuciłem w niemałym szoku
- Wiem jestem zbyt bezpośrednia. Nie raz mi o tym mówiono,
ale cóż. Taka już jestem. Więc? Zamierzasz do mnie podejść i wykorzystać fakt,
że dziewczyna sama przyszła do twojego pokoju? Czy będziesz stać tak jak kołek i się we mnie wpatrywał?
- Nie chcę cię krzywdzić. – zacząłem a ona podniosła jedną
brew do góry
- Jak chcesz. – rzuciła ruszając w moim kierunku, ale
zamiast do mnie podejść to złapała za klamkę – Szkoda, ale cóż. Znajdę kogoś
innego w klubie. W takim razie żegnam.
- Carmen. – westchnąłem łapiąc ją za dłoń ale to był błąd,
bo spojrzała na mnie z dołu i po prostu utonąłem w tym spojrzeniu
Sam nie wiem jakim cudem, przyciągnąłem ją do siebie mocno i
pocałowałem. Nasze usta szalały w jednym rytmie, dłonie nie wiedziały gdzie
mają spocząć, a nogi same skierowały się w stronę łóżka. O dziwo pozbycie się
sukni nie było żadnym problemem. Tak samo jak reszty ubrań. Nigdy nie
przywiązywałem większej uwagi do tego, że podczas seksu można było czuć cos
takiego. Albo może z Carmen było to coś wyjątkowego. Dziewczyna doskonale
wiedziała jak działa na facetów, wiedziała jak uwieść. Ułożyłem się wygodnie na
plecach podkładając sobie poduszkę pod głowę, ciekawy co powie, ale ona jedynie
położyła głowę na mojej klatce piersiowej i się uśmiechnęła – szczerze. Sam
odwzajemniłem gest i po prostu szepnąłem.
- Zatańcz dla mnie.
- Jestem naga. – zauważyła ze śmiechem, na co podałem jej
koszulę więc szybko ją ubrała, a ja włączyłem muzykę
Jej ciocia zaczarowała mnie, ale nie wiem co mogłem
powiedzieć o Carmen. Po prostu siedziałem jak zahipnotyzowany. Potrafiła
nadgarstkiem zrobić wszystko i widać było, że w tańcu opowiada jakąś historię.
I żałowałem, że nie pokazała mi tego tańca w sukni, ale kiedy złapała za
wachlarz to myślałem, że zaraz go zgubi, ale pomyliłem się. Doskonale wiedziała
jak nim operować i zapewne siedziałem jak ten głupek z otwartą buzią, ale byłem
w szoku. I nie rozumiałem dlaczego rzuciła taniec, jeśli miała talent i urok.
Widać w tym co robi, że po babci dostała to co najcenniejsze. Na dodatek
tańczyła sama z zamkniętymi oczami, więc wiedziałem, że w myślach przeżywa coś,
co jest odzwierciedleniem ruchów. Ale w pewnym momencie przestała i usiadła mi
na kolanach.
- Jesteś niesamowita. – szepnąłem przyciągając ją do siebie
– Niesamowita. – powtórzyłem całując ją na co zamruczała
Tym razem zmęczenie dało o sobie znać, więc szybko zasnąłem,
ale kiedy się przebudziłem Carmen dalej spała obok mnie. Spojrzałem na zegarek
i wskazywał czwartą rano. No cóż, o dziesiątej miałem samolot więc powinienem
się ogarnąć. Spojrzałem na dziewczynę i zobaczyłem jej tatuaż na karku. Dałem
jej tam buziaka i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Kiedy wyszedłem to
widziałem ją jak ubierała swoją sukienkę, więc się z nią przywitałem.
- Hej, powinnam się zbierać. Zapewne niedługo i tak
wyjeżdżasz na lotnisko więc nie będę przeszkadzać.
- Owszem, o dziesiątej mam samolot, a jeszcze nie spakowałem
do końca walizki.
- W takim razie bezpiecznego lotu. I powodzenia z książką. –
uśmiechnęła się do m nie co odwzajemniłem
- Nie chce zapeszać, więc nie podziękuje. I dziękuje za
wczoraj. To było dla mnie…
- Ciii… - przyłożyła palec do moich ust – Niech zostanie tak
jak jest. Powodzenia. – szepnęła dając mi ostatniego całusa, którego
odwzajemniłem
Nim się obejrzałem to zostałem sam w pokoju. Westchnąłem
tylko bo w tym momencie nie bardzo chciało mi się wyjeżdżać. Ale kiedy
spakowałem swoją torbę, to postanowiłem pościelić, a raczej zaścielić łóżko.
Kiedy poprawiałem poduszkę, to zobaczyłem jej wachlarz wraz z karteczką napisaną
po hiszpańsku. Uśmiechnąłem się pod nosem i zapakowałem to do torby, a
karteczkę do kieszeni. Nie miałem w tym momencie czasu, aby przetłumaczyć, więc
postanowiłem zrobić to w samolocie. Szybko się wymeldowałem i pojechałem
taksówką na lotnisko, bo zdecydowanie nie chciałem błądzić autobusami. Odprawa
i już siedziałem w samolocie. Byłem właśnie nad Hiszpanią, kiedy przypomniałem
sobie o karteczce. Szybko ją wyciągnąłem z kieszeni i zacząłem zastanawiać się
co napisała. W sumie nie rozumiałem dlaczego po hiszpańsku, a nie po angielsku.
Ale z pomocą przyszła mi o dziwo kobieta, która siedziała obok. Chyba widziała
przez ramię, ze nie rozumiem wszystkiego, więc bez pomocy słownika mi
przetłumaczyła:
„Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich
spojrzeń w oczy.”
Uśmiechnąłem się pod nosem, bo teraz rozumiałem. Zostawiła
mi wachlarz, abym nie zapomniał. Chociaż nie wiem czy byłbym w stanie po takim
show jakie mi zafundowała tańcząc flamenco i po spędzonej nocy. Carmen Ordonez
Fernandez na pewno pozostanie w mojej pamięci.